W tym wpisie skupię się na kuchni bałkańskiej a dokładnie na daniach, które górują w Bośni. Opis miasta, atrakcji oraz naszych odczuć znajdziecie w kolejnym wpisie. W Tuzli spędziliśmy 3 dni. Zatem zdążyliśmy spróbować potraw z kuchni bałkańskiej w kilku miejscach. Przedstawię wam miejsca godne odwiedzenia, ale znajdziecie tutaj również ceny posiłków w Bośni.
Płatność kartą oraz waluta w Bośni
Przed przyjazdem do Tuzli przeczytaliśmy, że możemy mieć problem z płatnością kartą. Wymiana złotówki na marki bośniackie w Polsce również okazała się problemem. Rada? Zabezpieczcie się w euro. My po przybyciu na miejscu udaliśmy się do pobliskiego bankomatu i wypłaciliśmy marki, lecz jak na nasze odczucia? Większe problemy z płaceniem kartą mieliśmy w Wiedniu niż w Bośni.
Kuchnia bośniacka
Przed wyjazdem wypatrzyliśmy sobie restaurację, którą koniecznie chcieliśmy odwiedzić po przeczytaniu licznych, pozytywnych opinii na jej temat. Chodzi o restaurację Makedonka. Tak, nazwa może niezbyt opisuje kuchnię konkretnie bośniacką, ale tak na prawdę kuchnia bałkańska w każdym kraju po rozpadzie Jugosławii różni się w zasadzie minimalnie, praktycznie tylko nazwą. Krytycy kulinarni jednak odczują różnicę w sposobie przyprawiania dań, ale dla pospolitego podniebienia dania kuchni bałkańskiej w każdym z tych krajów będzie tak samo dobrze smakować czy to w Bośni, Serbii, Czarnogórze czy Macedonii. Niestety, do wybranej przez nas restauracji nie udało nam się zawitać. Powód? Wybierając się na obiad 1 maja zauważyliśmy po drodze, że w przeciwieństwie do Polski, w święto większość restauracji była zamknięta. Wręcz ciężko było nam znaleźć coś otwartego. Ale od początku!
Pierwszy dzień, restauracja: Bosna
Pierwszego dnia po przyjeździe do miejsca, w którym nocowaliśmy, postanowiliśmy udać się na krótki spacer z zamiarem zjedzenia obiadu. Po drodze minęliśmy parę piekarni, które też obiecaliśmy sobie w późniejszym czasie zahaczyć. Niestety, pierwszego dnia towarzyszył nam dość mocny deszcz. Na szczęście zauważyliśmy kawiarnio – restaurację, do której postanowiliśmy wejść.
Nie ukrywam, że jednym z głównych wytycznych co do miejsca na posiłek w dzień przylotu do Tuzli było WI-FI, aby wiedzieć gdzie zmierzać dalej, ponieważ pierwsze kroki stawialiśmy w ślepo szukając po prostu miejsca z jedzeniem. Tak właśnie znaleźliśmy się w miejscu o nazwie: Bosna, przy ulicy Muhameda Hevaija Uskufija.
Zamówiliśmy pierś kurczaka z sosem pieczarkowym (pileći file u šampinjon sosu) oraz Pljeskavica – tradycyjne danie kuchni bośniackiej. Okrągły mielony kotlet, przypominający mięso na burgera, zwykle przygotowany z mieszanki różnych mięs jagnięcina, wołowina, wieprzowina, w tym przypadku nadziewany dodatkowo serem. Do picia zamówiliśmy dwie oranżady. Dania dość ciężkie, na pewno sycące, ale na prawdę dobre. Mięsa były dobrze przyprawione oraz świeże tak samo jak dodatki. Posiłek taki wystarczy na cały dzień. Mimo, że do dań były podawane frytki oraz pieczone ziemniaki to do każdego posiłku w Bośni zawsze otrzymacie ich tutejsze pieczywo.
W restauracji Bosna spotkaliśmy się z mini wypiekami, ale w smaku nie różniły się niczym od tradycyjnego rozmiaru. Pieczywo to nazywa się – Somun. Jest puszyste i przypomina w smaku bułkę do kebaba lub grecką pitę. Ciekawe jest również to, że do każdego dania otrzymujemy poszatkowaną drobno cebulę, czasami pokrojoną w piórka. Nie dowiedziałem się dlaczego tak jest, ale podejrzewam, że dodaje się ją, ponieważ posiada ona właściwości bakteriobójcze oraz wspomaga trawienie a przy tak tłustej kuchni myślę, że cebula jest niezbędna. Dodatkowo w Bosna znajdziemy wiele wypieków, które wyglądały apetycznie, lecz obiad pokonał nas i nie daliśmy rady spróbować czegoś słodkiego. Za całość zapłaciliśmy 15 marek bośniackich co daje nam niecałe: 33 złotych.
Drugi dzień (święto narodowe), restauracja Sarajka
Następnego dnia 1.05. wybraliśmy się do centrum na obiad. Tak jak wyżej wspomniałem szliśmy z zamiarem zjedzenia w wybranej przez nas wcześniej restauracji, lecz pustki w centrum oraz pozamykane restauracje zniechęciły nas do prawie 5 km marszu tylko po to by prawdopodobnie pocałować klamkę. Zatem wybraliśmy dość zatłoczone miejsce, o nazwie: Sarajka. Nie byliśmy zbyt głodni, ale próbowanie lokalnych przysmaków było silniejsze.
Zamówiliśmy małe porcje szaszłyków (mała porcja 1 sztuka, duża 3 sztuki). Spróbowaliśmy szaszłyk z kurczaka oraz cielęciny. Standardowo w wersji z frytkami oraz warzywami z królującą cebulą. Dodatkowo pieczywo – Somun. Do picia kawa oraz woda. Całość kosztowała 10,50 marek bośniackich tj. niecałe 23 zł. Co do samych szaszłyków. Świeże mięso, dobrze przyprawione. Generalnie jedzenie dobre, lecz klimat w samej restauracji dość ponury. Gęsto od dymu tytoniowego, a obsługa niezbyt miła. Po paru godzinach zawitaliśmy do piekarni aby przegryźć coś tutejszego.
Piekarnia oraz bośniackie przekąski ze sklepu
Wybraliśmy pizzerkę oraz coś słodkiego. Pizzerka niestety mocno nas rozczarowała. Ciasto a’la drożdżówkowe. Zdecydowanie za słodkie, w połączeniu z pieczarkami i szynką. Ciastko natomiast smaczne. W smaku przypominające piernika z makiem i orzechami polane czekoladą. Warto wejść i spróbować tutejszych wypieków. W Tuzli mijane przez nas piekarnie zawsze były dobrze zaopatrzone ceny wahają się między 0,50-3 marki bośniackie. My za 2 rzeczy zapłaciliśmy 3 marki.
Ostatni dzień w Bośni spędziliśmy na zwiedzaniu Sarajewa. Po powrocie postanowiliśmy kupić parę rzeczy z lokalnego sklepu. Wybraliśmy chipsy, piwa, chleb, ser oraz wędlinę z mięsa kozy. Chipsy niestety smakowały jak tanie podróbki, które możemy kupić w Polsce. Piwa smaczne w smaku bardzo zbliżone do tyskiego cenowo piwa średnio po 1MB. Chleb bardzo puszysty bardzo zbliżony w smaku do bułki pszennej. Ser okazał się tutejszą fetą (liczyliśmy na jakiś regionalny ser) niestety wybór okazał się zły. Natomiast wędlina była strzałem w 10! Dość słonawa, wędzona ciekawa w smaku zbliżona lekko do wołowiny. Warto spróbować. Na tym skończyliśmy naszą kulinarną przygodę po Bośni.
Podsumowanie
Kuchnia bałkańska jest dość ciężka, ale smaczna, w żadnej restauracji w której się gościliśmy nie mogliśmy powiedzieć złego słowa o daniach. Cenowo jedzenie na mieście na pewno wyszło taniej niż w polskiej restauracji. W sklepach też wiele artykułów w podobnych lub niższych cenach. Jako ciekawostka na koniec, nie znaleźliśmy żadnej restauracji w której sprzedawano by alkohol! Piwka napiliśmy się w barze lokalnym niedaleko restauracji Bosna.-